Powered By Blogger

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

no to wracamy do grudnia czyli 9 tygodni po zabiegu

Wybaczcie zwłokę w pisaniu. Jak widać obiecywany kilka tygodni temu powrót do pisania "za tydzień" średnio wypalił. Ale już wracam do gry i postaram się nie wyprzedzać faktów i zachować chronologię zdarzeń.
Połowa grudnia... mmmmm....romarzyłem się trochę wracając pamięcią do tygodnia na pięknej gorącej plaży jednej z wysp kanaryjskich. Wyjazd ten przede wszystkim miał być sprawdzianem moich nóg w klimacie sportowym a wyzwanie miała stanowić deska surfingowa.
Nie mogę powiedziec, że sama kilkugodzinna podróż samolotem (a lecie się około 5-ciu) trochę dawała mi do myślenia. Nie, żebym jakoś się bał latania ale lektura artykułów o wpływie zmiany ciśnienia w kabinie samolotu i siedzeniu w jednej pozycji na krążenie krw i ew. komplikacje zdrowotne spowodowały, że temat pojawił się w głowie. Nic jednak niepokojącego się nie działo. Jak podczas każdej podróży samolotem raz na jakiś czas wybrałem się na spacer wzdłuż maszyny i szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce. Dźwiganie bagaży również nie sprawiało kłopotu. Cały czas jednak, szczególnie z obciążeniem, zachowywałem czujność podczas chodzenia tak aby nie dopuścić do potknięcia się, czy np. ześlizgnięcia stopy z krawężnika.

Najbardziej chyba jednak byłem ciekaw wrażenia i odczuć z chodzenia po piasku. Lokalizacja naszego hotelu dała mi w nawiązką taką możliwość. Prosto po wyjściu z hotelu, czy to w lewo czy to w prawo mogliśmy podążać po pięknej piaszczystej plaży dowolnie długo. (na konkretne pytanie o długość plaży nie odpowiem ale dla nas dowolnie długo oznaczało, ze ochota na powrót nachodziła wcześniej niż koniec płaży :)
Po fizjoterapii i ćwiczeniach na "beretach" wiedziałem, że niestabilny piasek będzie dla mnie chyba najlepszą możliwą formą wzacniania mięśni stóp więc założenie było proste: 2 godziny dziennie - minimum!
Wrażenia od pierwszego dnia były dobre choć nie powiem, że bezdyskusyjne. Plaża była naprawdę "na wypasie" jeśli chodzi o jej rozmiary a to dawało spore połacie piachu o różnej charakterystyce, że tak się wyraże. Był wiec i mokry, bardzo zbity, był lekko przesuszony ale dalej bardzo zwarty, zaledwie odrobinę ustępujący pod ciężarem ciała, poprzez sypką, żłotą klasykę aż po super glęboki piach wymieszany z resztkami skał powuklanicznych.... nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wpadł nawet na pomysł robienia analizy piachu :)

Przez pierwsze dwa dni ubity i lekko ubity nie stanowiły problemu i chodzenie odbywało się pewnie. Miałki piaseczek już taki przyjacielski nie był niestety. Czułem że stopy muszę spinać i asekurować trochę bardziej i przenosić ciężar ciała z rozmysłem. Nie czułem bólu jako takiego a bardziej dyskomfort wynikający z tego, że znowu uaktywiły się uśpione dotychczas mięśnie i tkanki. Samo jednak doświadczenia piaskowe było bardzo miłe no i ... dla mojego dobra! :)

Każdy dzień przynosił jednak super zmianę i trzeciego dnia pozwoliłem sobie na krótką przebieżkę a czwartego na regularny bieg po miałkim piasku. 10 minut wystarczyło (ech.. ta kondycja) ale z dumą stwierdziłem, że nogi dały radę a i w głowie coraz mniej było strachu o wykręcenie, ból i komplikacje. Cały tydzień starałem się chodzić na bosaka tak dużo jak to było możliwe, wykorzystując otaczający mnie piasek do maksimum mając z tego olbrzymią frajdę. Drugi element frajdy stanowiła obserwacja odbicia stopy w piasku albo na kafelkach koło basenu...i wszyscy wiecie o co mi chodzi. Żeby nie było dołączam kilka zdjęć bo przeciez ileż można czytać...coś warto też pooglądać :)

A wracając do windsufringu....jak by to powiedzieć.... urok plaży, wspólnego towarzystwa i znalezienie się w ciepłym miejscu w środku grudnia zniewoliły nas na tyle, że na desce nie stanęliśmy ani raz! Zrobiliśmy jednak zwiad, który jasno nam dał do zrozumieniaa, że większość miejscówek na nasze umiejętności jest za trudna a lagunka w sam raz dla nas na tyle daleko od hotelu, że .... no właśnie ... teraz pocieszymy się piachem a na deskę wskoczymy do Chałup!


Nota bene ciekawe zdjęcia...wyszło jakbym miał stopy wklęsłe...bo jak inaczej wytłumaczyć wypukłe odbicie na piasku :) ... ech, to światło psotnik :)


Teraz już właściwe ujęcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz