Powered By Blogger

wtorek, 3 kwietnia 2012

Luty = narty a raczej żmudny wybór butów do tychże nart

Wyjazd narciarski okazał się nie lada wyzwaniem. Po pierwsze miał byc sprawdzianem nowych nóg w trochę ekstremalnych dla nich warunkach, po drugie, był związany z wyborem i zakupem nowych butów narciarskich. Akurat tak sie złożyło, że stare były już ... stare :) i nawet bez zabiegu musiałyby ustąpić miejsca modelowi nowszemu. Sam zakup był jednak rozrywką przednią. Poprzednie buty miały już dobre 6 sezonów i ówcześnie zjawiły się w domu bez dogłębnej analizy. Powiedzmy, że w konsekwencji "dały radę" co przypisywałem zdecydowanie bardziej szczęściu niż rozsądnemu wyborowi. Teraz jednak, wraz ze wzrostem świadomości narciarskiej nadszedł czas na bardziej uświadomiony wybór. Rozpocząłem do zbierania informacji po znajomych, oglądania filmów instruktażowych na youtube a skończywszy na długich dyskusjach ze sprzedawcami, po to właśnie, żeby wybrać but idealny. Wizyt do sklepów było raczej dużo, podczas których przymierzyłem około 15 par, w każdej paradując po sklepie od 10 minut do pół godziny. Szybko okazało się, że mierzenie w sklepie, w temperaturze 20 kilku stopni może byc bardzo zdradliwe i oczywiście potencjalnie niebezpieczne dla komfortu naszych stóp. Ćwiczenie było wystarczające, żeby odrzucić te buty, które po 10 minutach uwierały albo powodowały inny dyskomfort ale które z tych czterech w finale powinienem kupić?
Z pomocą przyszła nasza tegoroczna chwilowa zima i temperatury sięgające -20 stopni. No bo skoro 20 na plusie jest "be", to zapewne 20 na minusie będzie "cacy". Jak pomyślałem tak zrobiłem i niedługo potem każda z par przeszła test temperatury możliwie najbardziej zbliżony do warunków użytkowania. Na mrozie, wiadomo, wszystkie tworzywa w bucie sztywnieją i dopiero wtedy możemy poczuć, czy komfort ze sklepu to też komfort na stoku. Nie byłoby oczywiście w tym niczego nadzyczajnego gdyby nie to, że żeby ten komfort poczuć trzeba niestety w tych butach być. Razem więc z obuwiem narciarskim spędzilismy na tarasie dobre 4 sesje po prawie godzinie co oczywiście musiałem sobie wytłumaczyć jako "ćwiczenia rekreacyjne na świeżym powietrzu w przestrzeni miejskiej". Tylko się trochę boję, że obserwujący mnie sąsiedzi mogli stworzyć inną historię obserwując faceta na tarasie w butach narciarskich przy -17 stopniach, hehe :)
Trud się jednak opłacił i mróz odrzucił dwie pary definitywnie, jedną z poczuciem rozczarowania (bo miała najfajniejszy dizajn :) pozostawiając na polu walki pare nie rzucającą się w oczy ale za to super wygodną... choć to ocenimy na polu walki! W każdym razie czułem, że wykonałem kawał dobrego projektu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz