Powered By Blogger

środa, 2 listopada 2011

Dzień 27 - dłuuuuugo wyczekiwane zdjęcia!

Nadszedł w końcu ten wielki dzień! To już 4 tygodnie i .... dzień sądny. Pomimo tego, że uważałem na siebie i nie zanotowałem żadnych nieoczekiwanych wypadków (a zatem mogłem spodziewać się pozytywnych wyników) mały stresik jednak we mnie siedział. Z tego małego stresiku największą porcję zajmowała obawa o potencjalne przesunięcie się implantu, choć to nie tak, że nie mogłem spać :)

Zdjęcia prawie jak do albumu rodzinnego: z boku przy obciążonej stopie, z góry w takim samym układzie i leżąć ze stopą lekko zgiętą. Tak sobie uświadomiłem, że nie pamiętam, żeby moje stopy były tyle razy fotografowane przez całe moje życie :)
Wizyta u Pana doktora treściwa. Obejrzenie zdjęć, pomiary na ekranie kątów, które obecnie tworzą moje kości, spacer przodem i tyłem i werdykt: wszystko przebiegło idealnie! Kąty mieszczą się w dobrym standardzie, implanty pozostały na swoim miejscu i są precyzyjnie umiejscowione tak, gdzie być powinny, a obserwacja chodu potwierdza to, co pokazał pan Roentgen. Czyli jednym słowem miodzio :)
Zalecenia od dzisiaj są dosyć proste: korzystać z życia i powrócić do pełnej aktywności sportowej a kolejną wizytę Pan doktor zaordynował za ... 11 miesięcy.
W międzyczasie informacja, że najlepszą metodą rekonwalescencji na tym etapie jest po prostu chodzenie i normalne używanie nóg. Pan doktor zachęca do tenisa, nart i co tam sobie człowiek wymyśli, choć oczywiście na początku w rozsądnych granicach.
4 tygodnie to znowu nie wieki a ja wciąż nie mam poczucia, że jestem już w super formie i mogę przekraczać granice. Fizjotaria zalecana już bardziej jako korekta chodu i pozostawiona jest do decyzji Pani Renaty.

A Pani Renata na to, że miło się razem pracuje, ale na jej oko to będziemy się widywać jeszcze MAKSYMALNIE przez 5 tygodni. Oj, będzie smutno... :(
Póki co otrzymałem pochwałę. Podobno przez ten tydzień nastąpiła duża zmiana w moim sposobie chodzenia. Po pierwsze stawiam stopy równolegle i przechodzę płynnie od pięt do palców nie spinająca wszystkich mięśni. Po drugie nie zawijam już stop do środka. Tak połechtały nie mogłem pisnąć podczas średnio przyjemnego rozmasowywania blizny i rozciąganie mięśni łydek. Trzeba było pokazać, że jest się mężczyną.

Acha...no i schodzenie ze schodów nie sprawia mi już trudności!

To teraz może o tym jak minął ostatni tydzień... a minął bardzo intensywnie! Połączenie dwóch prozaicznych zjawisk: "czuję się dobrze" oraz "muszę wykonać pracę", spowodowało, że prawie przez całe dnie chodzę, biegam i jeżdzę. Na wypoczynek i wyłożenie nóg na fotel przychodzi czas późnym wieczorem. Przez większość dnia nie czuję, że miałem jakikolwiek zabieg. Nic nie boli, prócz okazjonalnego "zerwania" blizny. Odczuwam zakwasy i walkę mięśni w nowych okolicznościach. To akurat dosyć fajne.

Lewa noga od kilku dni praktycznie nie puchnie w okolicach kostki, sporadycznie smaruję voltarenem ale wieczorem chłodzę jeszcze stopy coldpack'ami.

Acha... zapewne się zastanawiacie co to jest ta wewnętrzna blizna? Po cięciu i wprowdzeniu implantu, tkanki gojąc się wytworzyły bliznę, która w dotyku przez skórę jest twarda i w okolicach cięcia skóry czuć ją tak jakby był to mały kamyk. Ponieważ jest twarda i sztywna powoduje krótki ból w momencie ułożenia stopy w taki sposób, który ją naciąga. Wrażenie jest takie jakby ktoś ją szrpnął. To zdecydowanie tępy ból i krótkotrwały. Nie ma się co bać - nie rzucam się na chodnik wyjąć z bólu :) Tak czy owak mam zalecenie masowania jej kilkukrotnie w ciągu dnia przez 2-3 minuty.

Jak złapię trochę światła dziennego (o co ostatnio trudno raczej) to zrobię kilka fotek z obecnego okresu. Może uda mi się też zrobić jakieś porównania. Idę przeszukiwać zdjęcia. Miłego wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz