tag:blogger.com,1999:blog-80862528284512310612024-02-21T02:04:22.885-08:00HyProCure - leczenie płaskostopiaMoje własne doświadczenia z zastosowaniem na sobie implantu HyProCure do wyleczenia mojego płaskostopia, jako lektura dla tych z Państwa, którzy nad taką metodą się zastanawiają a nie mają skąd zaczerpnąć wiedzy "z pola walki" :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.comBlogger44125tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-65444291360032403022012-12-19T11:22:00.001-08:002012-12-19T11:22:32.953-08:0014 miesięcy po, czyli Święta za pasem :)Moi Drodzy,
Wiem, że już obiecywałem, że napiszę, zaktualizuję i dam Wam znać co u mnie a raczej u moich stóp ale nie dotrzymałem obietnicy :( Pojawia się jednak, widzę, coraz więcej odważnych, których zachęcam aby wzbogacili tego bloga swoimi doświadczeniami.
Póki co jednak, chciałem życzyć Wam na Święta, bez względu na to jak je obchodzicie, rozprawienia się raz na zawsze w platfusem! :)
Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-29817819571881569002012-08-31T00:04:00.001-07:002012-08-31T00:04:14.217-07:00Informacje o kosztach i takie tam filozoficzne ...Drodzy moi czytelnicy. Bardzo się cieszę, że mój blog (choć pisany ostatnio bardzo nieregulanie) jest dla Was źródłem wiedzy i być może przybliży do pozbycia się platfusa raz na zawsze. Bardzo mi też miło czytać komentarze i chętnie dzielę się informacjami, również tymi finansowymi. Tych pytań ostatnio było całkiem sporo i staram się od razu wysyłać na tyle precyzyjną informację na ile mogę.
Czy mogę jednak w rewanżu prosić o potwierdzenie otrzymania wiadomości o zwykłym "dziękuję" nie wspominając? Jakoś tak ostatnio poczułem się wykorzystywany :)
Byłoby fajnie gdybyście też napisali kilka słów o Waszej historii i potem podzielili się swoimi doświadczeniami. Dzięki temu ten blog może być znacznie bardziej pomocnym dla innych. Nawet jeśli z jakiś powodów nie zdecydujecie się na zabieg dobrze by było wiedzieć jaki, na przykład, był wynik konsultacji.
Pozwólcie zatem, że wprowadzę zasadę, że nie odpowiadam na maile w stylu "proszę o informacje o kosztach". Jeśli ktoś z Was chce je otrzymać niech napisze kilka zdań o swojej sytuacji. Myślę że to zawsze mniej czasu i zachodu i wybranie się na konsultacje i koszt wizyty :)
Tym czasem pozdrawiam serdecznie i do następnego razu. Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-26260773366589438072012-08-21T01:53:00.000-07:002012-08-21T01:53:25.583-07:00test na desce surfingowejPojechaliśmy trochę na siłę, bo to w sumie koniec sezonu a pogoda nad morzem tego lata zupełnie nie rozpieszczała, ale chęć stanięcia na desce windsurfingowej chociaż na chwilę była mocno motywująca. Pogoda więc była elementem drugorzędnym i może dlatego udała się wyjątkowo. W Chałupach zastało nas prawdziwie letnie słońce i choć nie wiało tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, to nie mogliśmy narzekać ani przez chwilę. Była i plaża i wiatr w żaglu :)
Plaża tradycyjnie zamieniła się w tor treningowy bo trudno o lepsze miejsce do trenowania stóp. Spacery spacerami ale zdecydowałem się na zmiejszenie komfortu i zagrania w siatkówkę plażową. Polecam! Emocje raczej nie pozwalają na zbyt wiele myślenia o stopach a te radziły sobie bez najmiejszego wysiłku.
Deska również zdała egzamin. Miałem mini obawy, bo w sumie nieźle trzeba się stopami zapierać i jeszcze utrzymywać równowagę no i raz na jakiś czas wpaść w niekontrolowany sposób do wody. Podczas płynięcia na większym wietrze czułem, że stopy pracują i mogłem potem czuć lekkie zakwasy ale to raczej przyjemne doświadczenie - taki fajny wysiłek :)
Raz tylko spadłem na tyle niefortunnie, że mocno poczułem swój ciężar na zewnętrznej kostce lewej stopy i lekki ból trzymał się około 2 godzin.
Jak pamiętacie mam cały czas podejrzenia, że mój implant jest za mały (albo ja do niego za duży :)) a w związku z tym mam większy zakres ruchu niz normalnie powinno to być w idealnym świecie. Przez to właśnie upadając stopa opadła trochę za daleko i dlatego poczułem ten nacisk na kostkę. Nie ma jednak afery i nic się nie stało.
W każdym razie polecam sporty różne i nie oszczędzanie stóp!Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-67484170650669354642012-08-07T10:17:00.000-07:002012-08-08T13:18:41.598-07:00kilka fotek z wakacji :)Załaczam kilka zdjęć z wakacji. Od razu proszę o nieprzeklinanie mnie za zdjęcia piasku i ładnej pogody bo i nasz kraj w tym roku nie ma czego się wstydzić.
Zdjęcia zrobiłem trochę "pod Mareczka", który marwi się, że tkanka słabo się wchłania. No moja też trochę słabo. Na zdjęciach zobaczycie, że pod wewnętrzną kostką jest więcej niż powinno być ale nie wiem czy coś się zmieni w tym zakresie. O tym w następnej odsłonie.
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCeflMAUl4m44wksqdzDyc4QhGo8Kc8q8et_UaPBuTqVJOC1LuZs2xaJUhWiXr_ZVnssq4G73zDmjO83YVJZsuPYZ5xnOCne-TEvXgv_rdhGH13R9-wYPdY4YN8h4O-Eoa0X-1mESN8zYv/s1600/DSC01523_1.jpg" imageanchor="1" style="clear:left; float:left;margin-right:1em; margin-bottom:1em"><img border="0" height="240" width="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCeflMAUl4m44wksqdzDyc4QhGo8Kc8q8et_UaPBuTqVJOC1LuZs2xaJUhWiXr_ZVnssq4G73zDmjO83YVJZsuPYZ5xnOCne-TEvXgv_rdhGH13R9-wYPdY4YN8h4O-Eoa0X-1mESN8zYv/s320/DSC01523_1.jpg" /></a></div>
Tu zwracam uwagę na to co nazywam "za dużo niewchoniętej tkanki: :)
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiswQXRgpM_xnjwMVq1hmYBgiXuQpO2ISMoP5aHUNOtn9tz7nos7VLfZZE7adOco3RX3giWbc70JdMv8rt0EGli7SlUSzIB2QXHRTZvkV6B9j-lEiCUvDPwddKvqfAhbJMUio3mjs3_qek-/s1600/DSC01520.JPG" imageanchor="1" style="clear:left; float:left;margin-right:1em; margin-bottom:1em"><img border="0" height="240" width="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiswQXRgpM_xnjwMVq1hmYBgiXuQpO2ISMoP5aHUNOtn9tz7nos7VLfZZE7adOco3RX3giWbc70JdMv8rt0EGli7SlUSzIB2QXHRTZvkV6B9j-lEiCUvDPwddKvqfAhbJMUio3mjs3_qek-/s320/DSC01520.JPG" /></a></div>
Tak wygląda widok na ocean :)
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghs2voET4Lit_A2bchza2DhUwqLKBR-LMwZ5Bw26CHiAjg5yeMRHZIhpopRACa9On04nk4iXB8r-rjPYOQq8f9QGP5ifYkUa7a4ldQo7ZPR8MQfXBmduCfSPDSD3q-GniFjjuMAY7MDbiy/s1600/DSC01876.JPG" imageanchor="1" style="clear:left; float:left;margin-right:1em; margin-bottom:1em"><img border="0" height="240" width="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghs2voET4Lit_A2bchza2DhUwqLKBR-LMwZ5Bw26CHiAjg5yeMRHZIhpopRACa9On04nk4iXB8r-rjPYOQq8f9QGP5ifYkUa7a4ldQo7ZPR8MQfXBmduCfSPDSD3q-GniFjjuMAY7MDbiy/s320/DSC01876.JPG" /></a></div>
Niestety po tej opaleniźnie nie ma już dzisiaj ani śladu :)
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWXIqz1OlhbgATKfITw9eDL3o3DEtlSkef1MrUFcDUseKwJypHrDJBGfZFk8JpQsuPNLHsaMDXpAkAOYAn5v2L1RfHWAkJdn1Zj1PKHjkUM13z7jdK5GjJJ9DHroBqJhcxL4wshopowNCz/s1600/DSC01557.JPG" imageanchor="1" style="clear:left; float:left;margin-right:1em; margin-bottom:1em"><img border="0" height="240" width="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWXIqz1OlhbgATKfITw9eDL3o3DEtlSkef1MrUFcDUseKwJypHrDJBGfZFk8JpQsuPNLHsaMDXpAkAOYAn5v2L1RfHWAkJdn1Zj1PKHjkUM13z7jdK5GjJJ9DHroBqJhcxL4wshopowNCz/s320/DSC01557.JPG" /></a></div>
Trochę ryzykowne... ale czego się nie robi dla moich czytelników hehePiotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-81979365111943100892012-08-07T10:02:00.002-07:002012-08-07T10:02:48.958-07:00minęło 10 miesięcyW sumie zrobiło się bardzo miło. Wakacje się udały wyjątkowo i to jeszcze o wyjątkowej porze, bo w maju. Zazwyczaj uciekalismy we wrześniu, żeby przedłużyć sobie słońce ale opcja z "przyśpieszeniem" słońca bardzo nam się spodobała. Wróciliśmy do Polski ciepłej i słonecznej i z długim już dniem, a ponieważ lato dopisuje jak nigdy mamy wrażenie jakbyśmy mieli już wrzesień a nie początek sierpnia! Tak wakacjować to mogę :)
No ale do rzeczy. 10 miesięcy mija więc warto coś podumować. Jak pisałem wcześniej wyjazd wakacyjny obfitował w sporo wędrówek (choć to nie była objazdówka)i to w różnym terenie; rowery, asfalt no i dużo chodzenia po plaży. To akurat bardzo lubię bo prócz przyjemności obcowania z ciepłym piaskiem mam jeszcze poczucie, że wykonuję przy okazji fajne ćwiczenia na stopy. Wszystko było w jak najlepszym porządu. Stopy dawały radę w butach sportowych, na bosaka, w japonkach, po twardym i po piasku.
Zasadniczo mam poczucie, że co miało się zagoić to już się zagoiło. Może rzeczywiście te kilka dodatkowych miesięcy, które sugeruje doktor, ustabilizuje nowy kształt stopy na dobre ale z punktu widzenia codziennego użytkowania pozostają już drobiazgi.
Na przykład zniknęlo praktycznie całkowicie poranne drętwienie stóp (pisałem o tym jakiś czas temu). Rano zeskakuję z łóźka i stopy są już przygotowane do pracy :)
Bardzo rzadko coś uszczypnie czy lekko zaboli, choć nie moge powiedzieć, że w ogóle coś takiego się nie dzieje. Nie ma jednak za bardzo o czym pisać w ujęciu ogólnym
Jest jednak temat do którego wracam co jakiś czas i powoli zaczyna się klarować... a mianowicie... czy implant przypadkiem nie jest za mały?
Ale o tym za chwilę. W międzyczasie kilka zdjęć, o które jakiś czas temu prosił mnie kolega w niedoli Mareczek, którego pozdrawiam :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-10376236156981874562012-05-13T22:51:00.002-07:002012-05-13T22:51:53.131-07:00Wakacje zakończone pomyślni - już za chwilę kilka newsówPrzede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy piszą do mnie z pytaniami za cierpliwość. 2 tygodniowe wakacje wybiły mnie trochę z rytmu. Tu trzeba przyznać, ze i praca wybija z rytmu całkiem podobnie :)
Nachodziłem się przez te ostatnie 2 tygodnie co nie miara a ponieważ od zabiegu minęło 7 miesięcy stopy były poddane obserwacjom, z których raport już niedługo zamieszczę. Do usłyszenia zatem trochę później. Idę spróbować zmusić mój organizm do odespania zmiany czasu :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-47580801239523649412012-04-03T01:15:00.000-07:002012-05-01T11:38:30.920-07:00Marzec = narty. Hurrra!Jestem dużym fanem narciastwa. I nie chodzi o to, że spędzam na stoku każdy wolny dzień i nie tylko albo, że jak już się na stoku pojawię to piłuje trasy od rana do nocy. Nie, nie, moje świrowanie polega na tym, że na każdy narciarski wyjazd cieszę się jak dziecko. Planuję, myślę, sprawdzam pogodę, grubość pokrywy śnieżnej itd., i to na długo przed wyjazdem. Nie inaczej było tym razem.<br />
Bagażnik dachowy zapakowany, torby w bagażniku złożone już dzień wcześniej i nadeszła ta chwila, której trzeba było wykrzyczeć: "ahoj przygodo". Warunki na miejscu wyśmienite, lazurowe niebo, buty zapięte i trzeba było rozpocząć zimowe szaleństwo z wypiekami na twarzy i oczekując co się teraz będzie działo. No i w sumie się trochę działo... ale po kolei.<br />
Pierwsze zjazdy były oczywiście dosyć mocno asekuracyjne, choć czułem się dobrze przygotowany do wyjazdu. Na dobre 3 tygodnie przed podróżą regularnie chodziłem na siłownię(3 razy w tygodniu) z głównym celem wzmocnienia mięśni nóg. Biegałem na bieżni, stepperze, robiłem przysiady ze sztangą, wyciskanie na suwnicy i ćwiczenia na łydki. Można powiedzieć, że ćwiczenia dosyć mocno obciążające, które pokazały, że wszystko świetnie wróciło do normy. Nie odczuwałem żadnego bólu czy dyskomfortu prócz oczywiście zakwasów następnego dnia :) Po takiej zaprawie o wytrzymałość nóg martwiłem się mniej. Bardziej obawiałem się bólu związanego z nowym ułożeniem stopy i goleni, drętwienia i obrzęków. Pierwszy dzień dał trochę do wiwatu jak się okazało. <br />
Pierwsze 4-5 zjazdów upłynęło pod znakiem drętwienia i mrowienia stóp, co szczególnie nasilało się na wyciągu albo podczas stania w kolejce. Nic nie do zniesienia i nic, o co trzeba by się martwić bo to uczucie, które znam praktycznie z każdeo wyjazdu. Stopy muszą trochę odcierpieć i przyzwyczaić się do nagle nowego dla nich otoczenia tym badziej, że buty również debiutowały. Zgodnie z przewidywaniami ten dyskomfort minął i mogłem stwierdzić, że mój balkonowy wysiłek się opłacił i buty są super wygodne i o takim flexie jaki chciałem mieć. Koniec dnia jednak przyniósł rozczarowanie. Głowa V kości śródstopia, czyli poduszka pod małym palcem w obu stopach zaczęła piec tak mocno, że było to już rzeczywiście nie do zniesienia. Podczas jazdy jeszcze tak tego nie odczuwałem ale podczas stania a nawet siedzenia na wyciągu krawędż stopy pulsowała tak, jakby była przypalana. Zmiana ułożenia stopy w bucie i rozpięcie klamer w ogóle nie przynosiło ukojenia. Nie pozostało więc nic innego jak zakończyć i tak długi dzień. Hmmmm... zmartwiło mnie to bardzo, bo pod znakiem zapytania stanęły kolejne dni. Oględzimy ukazały, że skóra w tym miejscu była bardzo zaczerwieniona, bardzo wrażliwa na dotyk, zewnętrzy naskórek wręcz złuszczony i czuć było, że jest zaogniona i dostała mocno w kość. Nawet chodzenie w skarpetach po pokoju było mało przyjemne. Wieczorny spacer trzeba było odłożyć, co nie oznacza, że nie doczłapałem do lokalnej knajpki na wursta i piwko :) Okazało się po tym jednym dniu, że najprawdopodobniej winne jest cały czas niewłaściwie wykształcenie punktów podparcia. Pamiętacie, jak pisałem, że mam tendencje do chodzenia na krawędziach i muszę zmuszać stopy do "odbijania" się z dużego palca. To w moim mniemaniu zemściło się teraz (choć to nie tak, że wcześniej miałem na to jakiś wielki wplyw). Wygląda na to, że podczas jazdy cała siła przekazywana na podłoże skupiała się na pięcie i na głowie V kości śródstopia, w minimalnym tylko zakresie podpierając się dużym paluchem. Przy tak nierównomiernym rozkładzie sił i niesprzyjających warunkach trudno się dziwić, ze organizm się zbuntował... ale dobrze, że dało pojeżdzić chociaż praktycznie cały dzień :)<br />
<br />
Koniec jęków! Trzeba się było jakoś doprowadzić do stanu używalności. Jedyną rzeczą, którą przyszła mi do głowy tego wieczora to zaprzęgnięcie do pracy voltarenu i zaprzęgałem go do zaśnięcia w ilościach praktycznie hurtowych. Miąłem wrażenie w pewnym momencie, że skóra przestała go już wchłaniać :)<br />
<br />
... i poskutkowało!!! no to nie tak, że obudziłem się jak nowo narodzony, ale wieczorne dolegliwości udało się zniwelować do, powiedzmy, 20% wcześniejszego stanu. Super! Kolejny dzień był zdecydowanie trudniejszy ze względu na wiatr, mglę i przede wszystkim gęsto sypiący śnieg. Nogi muszą pracować dużo bardziej, żeby na takim miękkim stoku coś wypracować, więc spodziewałem się powtórki z rozrywki. Jakie było moje zaskocznie, kiedy dzień minął a moje pieczenie, czy już wtedy bardziej wrażliwość, nie przekroczyła porannego stanu! Voltaren, ile go tam jeszcze zostało, poszedł znowy w ruch i od tego momentu mogę Wam powiedzieć, że kolejne 4 dni minęły pod znakiem pięknej pogody, wyśmienitego towarzystwa, pysznego jadła i skupieniu się w pełni na urokach narciastwa. BARDZO się ucieszyłem, choć warto powiedzieć, ze drugiego dnia bardziej świadomie pracowałem stopami, tak, zeby nie dopuścić do pełnego obciążenia krawędzi stopy. Każdy jednak póżniejszy dzień był juz pod tym względem bezmyślny :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-26030347383238167342012-04-03T00:32:00.000-07:002012-04-03T00:32:10.760-07:00Luty = narty a raczej żmudny wybór butów do tychże nartWyjazd narciarski okazał się nie lada wyzwaniem. Po pierwsze miał byc sprawdzianem nowych nóg w trochę ekstremalnych dla nich warunkach, po drugie, był związany z wyborem i zakupem nowych butów narciarskich. Akurat tak sie złożyło, że stare były już ... stare :) i nawet bez zabiegu musiałyby ustąpić miejsca modelowi nowszemu. Sam zakup był jednak rozrywką przednią. Poprzednie buty miały już dobre 6 sezonów i ówcześnie zjawiły się w domu bez dogłębnej analizy. Powiedzmy, że w konsekwencji "dały radę" co przypisywałem zdecydowanie bardziej szczęściu niż rozsądnemu wyborowi. Teraz jednak, wraz ze wzrostem świadomości narciarskiej nadszedł czas na bardziej uświadomiony wybór. Rozpocząłem do zbierania informacji po znajomych, oglądania filmów instruktażowych na youtube a skończywszy na długich dyskusjach ze sprzedawcami, po to właśnie, żeby wybrać but idealny. Wizyt do sklepów było raczej dużo, podczas których przymierzyłem około 15 par, w każdej paradując po sklepie od 10 minut do pół godziny. Szybko okazało się, że mierzenie w sklepie, w temperaturze 20 kilku stopni może byc bardzo zdradliwe i oczywiście potencjalnie niebezpieczne dla komfortu naszych stóp. Ćwiczenie było wystarczające, żeby odrzucić te buty, które po 10 minutach uwierały albo powodowały inny dyskomfort ale które z tych czterech w finale powinienem kupić?<br />
Z pomocą przyszła nasza tegoroczna chwilowa zima i temperatury sięgające -20 stopni. No bo skoro 20 na plusie jest "be", to zapewne 20 na minusie będzie "cacy". Jak pomyślałem tak zrobiłem i niedługo potem każda z par przeszła test temperatury możliwie najbardziej zbliżony do warunków użytkowania. Na mrozie, wiadomo, wszystkie tworzywa w bucie sztywnieją i dopiero wtedy możemy poczuć, czy komfort ze sklepu to też komfort na stoku. Nie byłoby oczywiście w tym niczego nadzyczajnego gdyby nie to, że żeby ten komfort poczuć trzeba niestety w tych butach być. Razem więc z obuwiem narciarskim spędzilismy na tarasie dobre 4 sesje po prawie godzinie co oczywiście musiałem sobie wytłumaczyć jako "ćwiczenia rekreacyjne na świeżym powietrzu w przestrzeni miejskiej". Tylko się trochę boję, że obserwujący mnie sąsiedzi mogli stworzyć inną historię obserwując faceta na tarasie w butach narciarskich przy -17 stopniach, hehe :)<br />
Trud się jednak opłacił i mróz odrzucił dwie pary definitywnie, jedną z poczuciem rozczarowania (bo miała najfajniejszy dizajn :) pozostawiając na polu walki pare nie rzucającą się w oczy ale za to super wygodną... choć to ocenimy na polu walki! W każdym razie czułem, że wykonałem kawał dobrego projektu :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-28708646121272197662012-04-02T03:41:00.002-07:002012-04-02T03:41:55.011-07:00O! Metoda się rozwijaZ czystej ciekawości wszedłem na stronę hyprocure.com i okazało się, ze prócz doktora Świerczyńskiego już 2 nowych lekarzy stosuje tę metodą. Jednen w Krakowie, drugi w Szczecinie. NO to bardzo ładnie :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-9792313801466772052012-04-02T03:19:00.000-07:002012-04-02T03:22:38.026-07:00...ale co tam słychać u stóp 3 miesiące - mały wywiad :)No tak... to już wiecie o wyjeździe i Sylwestrze ale trochę mało o tym, jakie są subiektywne spostrzeżenia o moim nowym nabytku.... dla chronologii wrażenia ze stycznia.<br />
Jestem więc zadowolony! czy jednak jestem zadowolony w 100 procentach? Tego jeszcze nie mogę powiedzieć. A czy będę zadowlony w ogóle? Prawdopodobnie tak. Nie, chyba jednak jestem zadowolony a wczoraj miałem słabszy dzień.. raczej na razie to jestem zadowolony w 80% a na efekt końcowy trzeba poczekać.... no tak, brzmi to trochę chaotycznie ale też takie myśli chodza w mojej głowie. Trochę to jednak ustrukturyzuję.<br />
<br />
Sam fakt poddania się zabiegowi uważam za świetny ruch. Pomimo tego, że to w Polsce nowa metoda a sam doktor Świerczyński zbiera dopiero szersze doświadczenia ryzyko wydawało się być niewielkie. Od pierwszego kroku po zabiegu czułem, że moja postawa jest zupełnie inna. Wcześniej platfus powodował skręcenie kolan do środka, co przenosiło się na miednicę i do góry na caly kręgosłup. Teraz stoję po prostu prosto i plecy nie bolą :) Rozkład ciężaru ciała na stopy też przebiega zupełnie inaczej. O ile wcześniej główny ciężar spoczywał na wewnętrznej stronie stopy czyli tak, gdzie tworzył sie platfus, dzisiaj czuję go na pięcie, zewnętrznej krawędzi i palcach (ale jeszcze nie wszędzie). Na efekt końcowy czekam cierpliwie co ma nastąpić po około 8-10 miesiącach. Ja widzę u siebie, że wprowadzając implant, I kość śródstopia została podniesiona (i o to chodziło) ale przez to stopa straciła wypracowne przez lata punkty podparcia i paluch nie przywiera do podłogi tak jak kiedyś. Widzę to u siebie oberwujac miejca, które zbierają najwięcej brudu na skarpetach. Zdecydowanie to jest pięta, potem zewnetrzna krawędź stopy wraz z widoczną guzowatością V kości śródstopia aż do głowy V kości śródstopia (czyli poduszka pod malym palcem). Im bliżej poduszki pod paluchem tym obciążenie mniejsze. To właśnie jest efekt, który finalnie powinniśmy uzyskać. Głowa I kości śródstopia powinna byc jednym z 3 punktów podparcia. <br />
Rozumiem, że stopa do takiego stanu rzeczy musi się teraz powoli przebudować. Zmusiliśmy przecież i układ kostny i mięśni i tkanki do zupełnie innego układu i przenoszenia ciężaru w nowy sposób. Te kilka miesięcy obserwacji pokazały, że rzeczywiście I kość sródstopia nabiera "łuku" i paluch jest coraz mocniej "przytwierdzony" do podłogi. Brud na skarpecie nie kłamie :) ale tez widzę, że sporo pracy przed nami.<br />
<br />
Druga kwestia, która co jakiś czas przychodzi mi do głowy to znak zapytania nad wielkością implantu. Mamy styczeń a ja widzę, że pomimo zabiegu mam cały czas zauważalny luz jeśli chodzi i zakres ruchu stopy. Mam na myśli wysokość, na którą mogę jeszcze stopę "podnieść" wymusząc wyższy łuk. I nie o sam łuk mi tutaj chodzi bo wiem, że u niektórych osób nie jest bardzo wykształcony ale o sam zakres ruchu. Wydaje mi się trochę za duży.<br />
Lektura amerykańskich blogów dała mi dwie odpowiedzi. Raz: może się zdarzyć, że implant będzie za mały co okaże się dopiero po kilku miesiącach, zniknięciu obrzęków itd. Tu problem polega na tym, że lekarz nie jest w stanie na stole operacyjnym dobrać w 100% idealnego implantu. Dopiero pełne obciążenie stopy po kilku miesiącach pokazuje wynik pracy i tu pewno kłania się doświadczenie i "otrzaskanie". Dwa: trzeba poczekać nawet do roku, żeby podjąć decyzję czy jest za mały czy nie. Generalnie ważne jest zakończenie procesu przebudowy stopy i wzmacniania mięśni. No więc czekam i póki co nie zawracam sobie tym głowy. Moja decyzja jest generalnie taka, że we wrześniu jeśli nie będzie zadowalającego wyniku to robimy powtórkę :)<br />
<br />
Ten, póki co, większy niż się spodziewałem zakres ruchu stopy jest pewno ostatnim już, pewnego rodzaju, dyskomfortem który na szczęście pojawia się rzadko. Poczas chodzenia i ruchu w dosyć naturalny sposób mięśnie utrzymują mi stopę we właściwym układzie ale też trochę się staram. Czasami jednak nie przewidzę pewnej sytuacji i stopa (nazwijmy to wewnętrzna kostka) przełamie siłę mięśnia i stopa "opadnie" trochę niżej powodując lekki i bardzo krótkotrwały ból. To miało miejsce np. podczas spacerów po plaży, kiedy wydawało mi się, że oparcie jest tuż, tuż, a okazało sie, że piach był bardziej sypki i noga wpadła głębiej. To trochę tak jak schodząc schodami wydaje nam się, że mamy jeszcze jeden schodek a tu nagle pojawia się już chodnik. Trochę boli :) <br />
<br />
Uffff... to tyle na razie. Niedługo napiszę znowu trochę więcej bo będę się chciał z Wami podzielić wrażeniami z debiutu narciarskiego!<br />
<br />
Pozdrawiam wszystkich :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-10968065670427603202012-04-02T02:11:00.000-07:002012-04-02T02:11:22.800-07:00Sylwester!Moje piaskowe zmagania sprzed dwóch tygodni nastawiły mnie bardziej niż optymistycznie do Sylwestrowych szaleństw, a zapowiadało się bardzo zacnie! 3 miesiące po zabiegu dawały mi poczucie, że parkiet będzie należał do mnie choć miałem jednak świadomość, że to będzie kolejna "nowa aktywność" po zabiegu. <br />
Znajomy zorganizował klub co to zmiało się w nim "dziać", otrzymaliśmy piękne zaproszenia, których koszt chyba przekraczał cenę wejściówki i podporządkowani idei "black tie" wbiliśmy się w galowe stoje i ruszyliśmy "w tango": ja w lakierkach, Magda w niebotycznie wysokich szpilkach (której widok w zderzeniu z moimi zmaganiami o umiejętność zrobienia czegoś tak oczywistego jak bieg do kipiącego rosołu uświadomił mi jak bardzo świat jest niesprawiedliwy :)).<br />
Ekstrawagancki bal okazał się na tyle ekstrawagancki, że jakoś trudno nam było znaleźć muzykę, za to znaleźliśmy przedstawicieli bohemy warszawskiej, kilku celebrytów i 3 bary wypełnione po brzegi whisky. Wypiliśmy więc i zjedliśmy co nam się należało i dokładnie o północy przemieściliśmy się na stare miasto. Od razu powiem, że kilometrowy spacer po kocich łbach w lakierkach (bo o męce Magdy nie wspomnę) był wyzwaniem na miare biegania po piasku. Trzeba było uważąć ale trud się upłacił. Znaleźliśmy się w mikro lokaliku w bramie. Raptem 4 stoliczki i barmam, który był równocześnie dj'em. Mikro parkiet w mikro lokaliku był nasz do godziny 5 rano! Sylwester zaliczony więc do super udanych imprez zarówno rozrywkowo jak równiez i zdrowotnie.<br />
Mam nadzieję, że i Wy bawiliście się przednio!Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-25078739034223996822012-04-02T01:41:00.000-07:002012-04-02T01:41:44.689-07:00no to wracamy do grudnia czyli 9 tygodni po zabieguWybaczcie zwłokę w pisaniu. Jak widać obiecywany kilka tygodni temu powrót do pisania "za tydzień" średnio wypalił. Ale już wracam do gry i postaram się nie wyprzedzać faktów i zachować chronologię zdarzeń. <br />
Połowa grudnia... mmmmm....romarzyłem się trochę wracając pamięcią do tygodnia na pięknej gorącej plaży jednej z wysp kanaryjskich. Wyjazd ten przede wszystkim miał być sprawdzianem moich nóg w klimacie sportowym a wyzwanie miała stanowić deska surfingowa.<br />
Nie mogę powiedziec, że sama kilkugodzinna podróż samolotem (a lecie się około 5-ciu) trochę dawała mi do myślenia. Nie, żebym jakoś się bał latania ale lektura artykułów o wpływie zmiany ciśnienia w kabinie samolotu i siedzeniu w jednej pozycji na krążenie krw i ew. komplikacje zdrowotne spowodowały, że temat pojawił się w głowie. Nic jednak niepokojącego się nie działo. Jak podczas każdej podróży samolotem raz na jakiś czas wybrałem się na spacer wzdłuż maszyny i szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce. Dźwiganie bagaży również nie sprawiało kłopotu. Cały czas jednak, szczególnie z obciążeniem, zachowywałem czujność podczas chodzenia tak aby nie dopuścić do potknięcia się, czy np. ześlizgnięcia stopy z krawężnika.<br />
<br />
Najbardziej chyba jednak byłem ciekaw wrażenia i odczuć z chodzenia po piasku. Lokalizacja naszego hotelu dała mi w nawiązką taką możliwość. Prosto po wyjściu z hotelu, czy to w lewo czy to w prawo mogliśmy podążać po pięknej piaszczystej plaży dowolnie długo. (na konkretne pytanie o długość plaży nie odpowiem ale dla nas dowolnie długo oznaczało, ze ochota na powrót nachodziła wcześniej niż koniec płaży :) <br />
Po fizjoterapii i ćwiczeniach na "beretach" wiedziałem, że niestabilny piasek będzie dla mnie chyba najlepszą możliwą formą wzacniania mięśni stóp więc założenie było proste: 2 godziny dziennie - minimum!<br />
Wrażenia od pierwszego dnia były dobre choć nie powiem, że bezdyskusyjne. Plaża była naprawdę "na wypasie" jeśli chodzi o jej rozmiary a to dawało spore połacie piachu o różnej charakterystyce, że tak się wyraże. Był wiec i mokry, bardzo zbity, był lekko przesuszony ale dalej bardzo zwarty, zaledwie odrobinę ustępujący pod ciężarem ciała, poprzez sypką, żłotą klasykę aż po super glęboki piach wymieszany z resztkami skał powuklanicznych.... nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wpadł nawet na pomysł robienia analizy piachu :)<br />
<br />
Przez pierwsze dwa dni ubity i lekko ubity nie stanowiły problemu i chodzenie odbywało się pewnie. Miałki piaseczek już taki przyjacielski nie był niestety. Czułem że stopy muszę spinać i asekurować trochę bardziej i przenosić ciężar ciała z rozmysłem. Nie czułem bólu jako takiego a bardziej dyskomfort wynikający z tego, że znowu uaktywiły się uśpione dotychczas mięśnie i tkanki. Samo jednak doświadczenia piaskowe było bardzo miłe no i ... dla mojego dobra! :)<br />
<br />
Każdy dzień przynosił jednak super zmianę i trzeciego dnia pozwoliłem sobie na krótką przebieżkę a czwartego na regularny bieg po miałkim piasku. 10 minut wystarczyło (ech.. ta kondycja) ale z dumą stwierdziłem, że nogi dały radę a i w głowie coraz mniej było strachu o wykręcenie, ból i komplikacje. Cały tydzień starałem się chodzić na bosaka tak dużo jak to było możliwe, wykorzystując otaczający mnie piasek do maksimum mając z tego olbrzymią frajdę. Drugi element frajdy stanowiła obserwacja odbicia stopy w piasku albo na kafelkach koło basenu...i wszyscy wiecie o co mi chodzi. Żeby nie było dołączam kilka zdjęć bo przeciez ileż można czytać...coś warto też pooglądać :)<br />
<br />
A wracając do windsufringu....jak by to powiedzieć.... urok plaży, wspólnego towarzystwa i znalezienie się w ciepłym miejscu w środku grudnia zniewoliły nas na tyle, że na desce nie stanęliśmy ani raz! Zrobiliśmy jednak zwiad, który jasno nam dał do zrozumieniaa, że większość miejscówek na nasze umiejętności jest za trudna a lagunka w sam raz dla nas na tyle daleko od hotelu, że .... no właśnie ... teraz pocieszymy się piachem a na deskę wskoczymy do Chałup!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSrG4oSKZy-Q14x9sYX4BxYDGfsnF779Pe5-NjJlvlyMkJifFV6wDt8pLjaHrU4LJ0zowgBif0txvflA7ic4Vm_N0HT4I91WjOVoQeNLyYsuDEsuPWZLhYLwbQ-62pxg-1lPLojWzrNryy/s1600/DSC01084.JPG" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="300" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSrG4oSKZy-Q14x9sYX4BxYDGfsnF779Pe5-NjJlvlyMkJifFV6wDt8pLjaHrU4LJ0zowgBif0txvflA7ic4Vm_N0HT4I91WjOVoQeNLyYsuDEsuPWZLhYLwbQ-62pxg-1lPLojWzrNryy/s400/DSC01084.JPG" /></a></div><br />
Nota bene ciekawe zdjęcia...wyszło jakbym miał stopy wklęsłe...bo jak inaczej wytłumaczyć wypukłe odbicie na piasku :) ... ech, to światło psotnik :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKxg56cMBkVGnCD-KZKWbHRFUtqE6i8q5jEMJfg1i0tZhd1mS-BtcX2qA7ZzGpYSAEnKiKgLZAcSQ3PnI7wLx4X4uY3VkVk88HszYMCTeQMAPG3XoiOqcdKt32t89efVC_-zle_spiY32i/s1600/2011-12-16+17.16.25.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="300" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKxg56cMBkVGnCD-KZKWbHRFUtqE6i8q5jEMJfg1i0tZhd1mS-BtcX2qA7ZzGpYSAEnKiKgLZAcSQ3PnI7wLx4X4uY3VkVk88HszYMCTeQMAPG3XoiOqcdKt32t89efVC_-zle_spiY32i/s400/2011-12-16+17.16.25.jpg" /></a></div><br />
Teraz już właściwe ujęcie!Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-72163319453707357302012-02-24T15:36:00.000-08:002012-02-24T15:36:17.840-08:00Już za chwileczkę retrospekcja grudniaZabieram się i zabieram i jakoś trudno mi nadgonić miniony czas a przecież jest o czym pisać. Zatem aby podtrzymać zainteresowanie zamieszczam moją ulubioną fotkę z wyjazdu na ciepłą plaże w grudniu! Walory artystyczne są ważne, ale chyba najważniejsze to na co każdy z nas tyle czasu czeka i cierpi... odbicie naprawionych stóp na piasku.... bezcenne :) Przy okazji dzięki Magda za reporterskie podjeście!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK5EZiSLWYdHBYX9-h3QhTdZEocEEwtfYL-0WsxjJSbyvmhxWgiFhQ9ps8UmTHkGHJ1FXheFFjBE5o3X4hv8VPqd0K88fHZmj0WlRzWNiQ1HmyL_vtF0Pw0l_8VcME4lgOEcPSN1zgLLUQ/s1600/IMG_0503.JPG" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="267" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK5EZiSLWYdHBYX9-h3QhTdZEocEEwtfYL-0WsxjJSbyvmhxWgiFhQ9ps8UmTHkGHJ1FXheFFjBE5o3X4hv8VPqd0K88fHZmj0WlRzWNiQ1HmyL_vtF0Pw0l_8VcME4lgOEcPSN1zgLLUQ/s400/IMG_0503.JPG" /></a></div>Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-82849786703299768002012-02-24T15:24:00.000-08:002012-02-24T15:24:19.740-08:00Alternatywa dla groszkuJako alternatywa dla groszku i połączenie przyjemnego z pożytecznym (oczywiście po odłożeniu leków :) mała podpowiedź :))<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxf3S_tMShvVJ33Ivx8SEUW6xZSO2Jygw2VpqqUQlI6Vkg2viPJjSz1Wu3aqPxgU3ZFWPs2qvSvGIkBaNY0esmrtKMs4pK3txSgmjkYWbjtC20Qox6cecPA1CTyO66doYTf1rStKMYu3fQ/s1600/2011-10-14+23.12.06.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="300" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxf3S_tMShvVJ33Ivx8SEUW6xZSO2Jygw2VpqqUQlI6Vkg2viPJjSz1Wu3aqPxgU3ZFWPs2qvSvGIkBaNY0esmrtKMs4pK3txSgmjkYWbjtC20Qox6cecPA1CTyO66doYTf1rStKMYu3fQ/s400/2011-10-14+23.12.06.jpg" /></a></div>Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-45188659355251364462012-02-24T15:22:00.001-08:002012-02-24T15:26:22.082-08:00Materiał poglądowy dla "Mareczka" - ale nie tylkoPonieważ "Mareczek" zadał pytanie dotyczące zmianu kształtu stóp mogę dużo pisać albo zamieścić zdjęcie poglądowe (po lewej stronie zdecydowanie "banany" :). Różnica w zdjęciach sięga 5 miesięcy więc coś już można zauważyć a czuję, że proces "przebudowy" jeszcze się nie zakończył. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJEq202XRUhJXI5jm4_iUzfXw6v7Rcaf_Kzycf07r6OWtP7rkMQSthMeFB1a2N-wjJWYCwjGC_nSS1J-OQfphBAKwjsU6dYYT9Br5xBzXI4IzjV52EwcgjnuBYW3IgduLtD2zNv5cNOX9K/s1600/przedipo_02_12_2.png" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="167" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJEq202XRUhJXI5jm4_iUzfXw6v7Rcaf_Kzycf07r6OWtP7rkMQSthMeFB1a2N-wjJWYCwjGC_nSS1J-OQfphBAKwjsU6dYYT9Br5xBzXI4IzjV52EwcgjnuBYW3IgduLtD2zNv5cNOX9K/s400/przedipo_02_12_2.png" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwIxetTLCjhdLu23dtZjGh3qtAyEtuTNhNXkBzJQNv090Y9LIiweYmUJ8ooFjBaVfAjxGDBZ0ef1xE0jdbOXsm7W4PIV7H4sUZ9y4ShCdUarMyrEJzjkSOyMBDroM3o6PZN1ctbps598UQ/s1600/przedipo_02_12_3.png" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="205" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwIxetTLCjhdLu23dtZjGh3qtAyEtuTNhNXkBzJQNv090Y9LIiweYmUJ8ooFjBaVfAjxGDBZ0ef1xE0jdbOXsm7W4PIV7H4sUZ9y4ShCdUarMyrEJzjkSOyMBDroM3o6PZN1ctbps598UQ/s400/przedipo_02_12_3.png" /></a></div>Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-41646651867642257192012-02-22T14:07:00.001-08:002012-02-22T14:07:51.763-08:00Pierwszy post w 2012 - prawie 5 miesięcy "po" - zaczynam od przeprosinMoi Drodzy Czytelnicy... no właśnie, nie przypuszczałem, że kiedykolwiek użyję takiego wstępu!. Jak już kajałem się w komentarzach, odpuściłem sobie bieżące pisanie o codziennych postępach bo raz, spektakularnych zmian nie ma (przynajmniej tak zakładałem) ale też przede wszystkim nie sądziłem, że mój blog trafi w ogóle pod strzechy :) A tu masz! Jakże mi było miło odebrać w tym tygodniu kilka komentarzy i miłych słów. Bardzo serdecznie dziękuję, pozdrawiam czytelników zmagających się z platfusem i już czuję się dwukrotnie zmotywowany aby nie zaprzestawać przecierania szlaków informacyjnych w obszarze implanów HyProCure :)<br />
Będę pisał ale jeszcze nie dzisiaj. Wybaczcie... spadło na głowę trochę obowiązków więc jeszcze tylko kilka dni... z góry dziękuję i pozdrawiam.Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-73823050896200104152011-12-09T10:19:00.000-08:002011-12-09T10:25:19.357-08:002 tygodnie później, czyli 9 tygodni... powoli zaczyna się historia :)9 tygodni to już na tyle długo, że można by się spodziewać, że wszelkie niedogodności związane z zabiegiem minęły... i tak jest! ... no, prawie :)<br />
Moje zadowolenie z "nowych" stóp nie mija mimo tego, że jeszcze raz na jakiś czas coś się pojawia do pracy i korekty. Ostatnie 2 tygodnie zasadniczo minęły w bardzo dużym komforcie. W ciągu dnia rzadko przypominam sobie o stopach, chyba, że zrobię coś, żeby dać się im się we znaki. Przede wszystkim w ubiegłą sobotę wybraliśmy się na dłuuuugie zakupy. Weekend był przed-mikołajkowy więc na ten pomysł wpadliśmy nie tylko my. Ulice puste a za to centra handlowe zapakowane do ostatniego metra kwadratowego, ale przecież nie o tym. Rano stwierdziliśmy, że dość leniuchowania i wybraliśmy się na siłownię. Po raz 3 stanąłem na bieżni i przebiegłem swoje 10 minut. Bieganie zaczyna być czymś zupełnie naturalnym choć nie ukrywam, że jeszcze trochę się spinam i uważam, żeby nie postawić nogi w jakiś niefortunny sposób. Potem stwierdziłem, że skoro tak dobrze mi idzie, to zrobię jeszcze "lekki" trening na łydki i uda i tak też zrobiłem. A potem przyszło najgorsze .... kilometry w centrach handlowych (dla usprawiedliwienia pierwsza wizyta od sierpnia!). To wszystko nie byłoby takie złe gdyby nie złamanie przez samego siebie zasady, o przestrzeganie której apelowałem na swoim własnym blogu: "po zabiegu wyrzucamy stare obuwie". No właśnie... buty stare, ale zawsze byłby super wygodne i coś mnie podkusiło... (i chyba skłamałem w ostatnim poście, że już więcej nie zagoszczą na moich nogach :() wieczorem chodziłem jak robot, a zewnętrzne krawędzie stopy miałem w takim bólu, że każdy krok przypominał mi o mojej głupocie. Największy ból i "obicie" odczuwałem na guzowatości kości śródstopia. To taka kość na zewnętrznej krawędzi stopy na wysokości kostki. W sumie najbardziej wysunięta na zewnątrz. Cały wieczór chłodzenia, masowania i volterenu. Na całe szczęście noc przyniosła ulgę i następny dzień naznaczony był lekkim już tylko dyskomfortem, złością na samego siebie i rozpaczą za ulubioną parą butów :) No tak, ale skoro były ulubione to tez były mocno eksploatowane czyli takim butom powinienem powiedzieć stanowcze nie! To już minęło na szczęście a ból przyniósł pewien pozytyw: musiałem się pilnować, żeby chodzić prosto i nie obciążać krawędzi.<br />
<br />
A propos krawędzi. Znowu dostałem reprymendę na fizjoterapii, że nie chodzę prosto, i że zawijam stopy do środka, czyli mam stopy skierowane do wewnątrz. Trochę mnie to wkurzyło, bo naprawdę się starałem chodzić prosto i patrząc z góry generalnie jest prosto. No więc o co chodzi?<br />
Odpowiedź odnalazłem dopiero paradując jak modelka kilkanaście razy w stronę dużego lustra. Ciekawe, że to co wyglądało na proste stawianie kroków od góry wcale nie wygląda na proste patrząc z przodu. Hmmm.... u mnie prosto, w lustrze do wewnątrz. Złapałem chyba o co chodzi. Żeby w lustrze wyglądało prosto muszę chodzić w widoku "z góry" z palcami skierowanymi lekko na zewnątrz. Czuję co prawda, że chodzę na kaczkę i to nie jest naturalny spacer ale w rzeczywistości działa. Pani Renata przekonuje, że tak chwilę będzie dopóki się nie przyzwyczaję. Najwyraźniej miałem cały czas tendencję do stawiania stóp sposób w wygodny dla siebie a niekoniecznie poprawny z anatomicznego punktu widzenia. <br />
<br />
W niedzielę na dodatek przeżyłem chwilę "grozy" :). Siedząc, nie poddając się żadnemu wysiłkowi, stawiając stopę lekko na palcach coś mnie wewnątrz szarpnęło tak, że dawno tak już nie miałem. Ostatni raz zapewne kilka tygodni temu, kiedy to "pracowała" wewnętrzna blizna. No tak, ale wtedy szarpnięcie odczuwałem blisko cięcia skóry, teraz dla odmiany szarpnęło wewnątrz bezpośrednio w okolicach implantu. Ból był bardzo krótki, od razu się wygasił i nie powrócił aż do następnego dnia, kiedy to dał się we znaki kilka razy w ciągu dnia. Trochę mnie to zmartwiło. Na tyle w każdym razie żeby zasięgnąć pracy mojego lekarza. Ciekawe było to, ze nic nie czułem podczas chodzenia a jedynie siedząc lub trzymając nogę w spoczynku. Ale podobno nie ma obaw. Pan doktor mówi, że zapewne tkanka układa się jeszcze wokół implantu a szarpie tylko podczas spoczynku ponieważ ma więcej miejsca do manewru. Mam jechać bez obaw na wakacje i jeśli temat się nie uspokoi to dla pewności zrobimy zdjęcie. Obaw mam coraz mniej bo 3 dzień w sumie jest ok. Może raz dziennie lekko coś poczuję ale z tym akurat nie ma sprawy. <br />
Jeśli chodzi o wakacje... to czeka mnie spacer po piasku.. będę oglądał odbicie stóp w piasku .. i choć to brzmi jak jakiś niezdrowy fetysz to wszyscy z platfusem będą wiedzieć o co z tą radością chodzi :)<br />
<br />
Ufff... się opisałem :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-77153556447052608272011-11-24T09:35:00.000-08:002011-11-24T12:05:50.712-08:007 tygodniDni krótkie, ciemno cały czas więc chyba nie powinienem się dziwić, że ostatnie dwa tygodnie minęły nie wiadomo kiedy. Nie dziwię się, ale mnie to wkurza :)Pocieszam się myślą, że już niedługo zacznie przybywać dnia i więcej będzie energii i chęci do aktywności różnorakiej. Ostatnie zmiany przyniosły trochę zmian w moje rekonwalescencji a kilka tematów się na razie ustabilizowało na poziomie (do poprawy).<br />
Przede wszystkim bez oporów i wielkiego zastanawiania się zakładam różnego rodzaju buty, szczególnie, że przyszła pora na te cięższe i cieplejsze trochę. Za każdym razem do inne doświadczenie i mija kilka chwil zanim nogi się w nim "odnajdą". Warto jednak się przyznać, że buty mocno znoszone przez moje poprzednie stopy musiały przejść na emeryturę i pomimo dużego sentymentu nie zagoszczą już na moich nogach. Wykoślawiły się zdecydowanie na bardzo. Ale kilka całkiem świeżych par stoi w szafie do usług :)<br />
Nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie czuję, że przeszedłem zabieg, bo wtedy bym skłamał, ale w materii odczuwania jest poprawa choć nie dramatyczna przez te ostatnie 14 dni. Ponieważ już bez skrupułów obciążam stopy sporymi spacerami, ćwiczeniami podczas fizjoterapii oraz bieganiem, odwdzięczają mi się one porannymi zakwasami i ogólnym zesztywnieniem. Kilka minut i już po krzyku ale muszą dać o sobie znać. Może dwukrotnie przez te dwa tygodnie miałem potrzebę chłodzenia i smarowania voltarenem. Przesadziłem najwyraźniej.<br />
Problem zbytniego obciążania zewnętrznej krawędzi stopy przeniósł się z prawej na lewą stopę więc teraz walczymy z tym zjawiskiem. Poza tym mam pełen zakres ruchu i zaledwie minimalne dolegliwości, mogę zatem wykonywać praktycznie wszystkie ćwiczenia na zajęciach. No, może skoki na trampolinie z zatrzymaniem jeszcze jakoś mnie nie ciągną :)<br />
<br />
Za jakiś czas zrobię nowe zdjęcia. Kształt stopy leciutko zaczyna się zmieniać a nadmiar tkanki pod wewnętrzną kostką powoli się wchłania. Wszystko zatem ok. Ostatnio mierzyłem w sklepie mokasyny. Nie kupiłem ale czuję, że teraz zostanę ich fanem :)<br />
<br />
Jednak małe zdjęcie. Sam chciałem się przekonać, czy kilka tygodni zaowocowało w jakąkolwiek dodatkową zmianę. I wydaje mi się, że tak. Prawa stopa bardziej się wysklepiła, lewa prawie za nią nadąża ale i tak jestem pogodzony z tym, że idealnie symetryczne one nie będą. Lewa stopa miała od początku po prostu głębszą wadę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigwmoIpOFe3xqEC2hpTx6N8HhB212CRaPXPOaQoH36rV1hUZ0yOcLQ5aRu-dONXfHtYjoWHs15NqQltrbjAtiO6H4xywuA4BAIr7hDVu1y36q_sYWexcMtgBYXAge8HfpLZHE-EAWqzQ-E/s1600/7tyg_po.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="172" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigwmoIpOFe3xqEC2hpTx6N8HhB212CRaPXPOaQoH36rV1hUZ0yOcLQ5aRu-dONXfHtYjoWHs15NqQltrbjAtiO6H4xywuA4BAIr7hDVu1y36q_sYWexcMtgBYXAge8HfpLZHE-EAWqzQ-E/s400/7tyg_po.jpg" /></a></div>Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-6676990993350985782011-11-09T10:31:00.000-08:002011-11-13T02:47:36.063-08:005 tygodniNo tak... im więcej pracy tym czas szybciej leci. Zaraz po zabiegu nie mogłem się doczekać końca pierwszego tygodnia a teraz 5 tygodni minęło jak z bicza trzasnął.<br />
Ale do rzeczy... rzeczy idą w bardzo dobrym kierunku. Jak już widzieliście na poprzednich zdjęciach wszelkie siniaki i krwiaki zniknęły, blizny się ładnie goją a co najważniejsze, nie mam już w sumie najmniejszych problemów z poruszaniem się. Nie to, ze nic nie czuć, bo zakwasy cały czas mam, ale dzien po dniu pojawiają się w coraz to w nowych miejscach. Okolice kostek zakwaszone tylko w prawej stopie ale to może dlatego, że pani Renatka zauwazyła, że mam tendencje do stawiania tej własnie nogi na zewnętrznej krawędzi. Więcej zakwasów przeniosło się jednak obecnie na przód stopy i samą poduszkę. Być może dlatego, że już pewnie i bez oporów przenoszę ciężar ciała na palce. Ale jak są zakwasy to ja się w sumie cieszę. Znaczy noga pracuje i przyjmuje swój docelowy układ.<br />
Poza tym ostatnio nie za bardzo mam czas o tych nogach myśleć więc chyba wszystko gra :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-8608778975660809582011-11-03T02:17:00.000-07:002011-11-03T02:21:42.547-07:00Dzień 28 - Nowe zdjęciaJak wczoraj obiecywałem zabrałem się na przeglądanie zdjęć już historycznych i robienie nowych, żeby uwiecznić chwilę, która się zowie "4 tygodnie po". Poniżej zobaczycie efekty. Mi się podoba :)<br />
<br />
Jako pierwsze aktualne zdjęcie blizny - tak, tak, to tak, którą teraz muszę masować kilka razy dziennie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAp0NN9qURhjIJs8KXL1Hlr36APDieoG81jR4TEOFSBpi6tQs9WMU25tm38rZy1rBMGcb96D9Vp6prMaZmbzlp4A3oAw2OatXnL2HcTvFj-rYFqmtCh1VcL6-DhMPS0ZN7s0Kj1MND2sbL/s1600/DSC00998.JPG" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="287" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAp0NN9qURhjIJs8KXL1Hlr36APDieoG81jR4TEOFSBpi6tQs9WMU25tm38rZy1rBMGcb96D9Vp6prMaZmbzlp4A3oAw2OatXnL2HcTvFj-rYFqmtCh1VcL6-DhMPS0ZN7s0Kj1MND2sbL/s400/DSC00998.JPG" /></a></div><br />
Teraz możecie przyjrzeć się prawemu profilowi lewej stopy. Wiem, że jakoś omijam prawą w moich zdjęciach ale będąc parworęcznym zdecydowanie lepiej robi mi się zdjęcia przeciwległej nogi :) Tu chyba najbardziej widać zmianę, która nastąpiła.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJn_Qvwpx6AhfQuJz7YUKawPIl67RXdHqGT3M0gv0CaU2EJzb5lDjWwFKs3Y8XlKhpSQ3QbR2X6Uy2mGbmi6or0r766lrB1obnuwyMMm-WmNobsSgl-PN2wqFdueZBo_1wCyIxGNOv6sSR/s1600/przed_4tyg_po.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="184" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJn_Qvwpx6AhfQuJz7YUKawPIl67RXdHqGT3M0gv0CaU2EJzb5lDjWwFKs3Y8XlKhpSQ3QbR2X6Uy2mGbmi6or0r766lrB1obnuwyMMm-WmNobsSgl-PN2wqFdueZBo_1wCyIxGNOv6sSR/s400/przed_4tyg_po.jpg" /></a></div><br />
A na koniec porównanie obu stóp z przodu jak i z tyłu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVx93kC8h0mxsXa5F3zlnKNO47H4KRhvNk8frihiCRj2QYo1tKQBEPWIK4ocmkRrYQ8kYb72kRZt6Vg9a1QmZENlgjEnYjw3BBPk0q09J54Q4JOGA-oHrRnyhvxlaK-1a4GcT5PT3ynsqE/s1600/przed_po4tyg_2.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="233" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVx93kC8h0mxsXa5F3zlnKNO47H4KRhvNk8frihiCRj2QYo1tKQBEPWIK4ocmkRrYQ8kYb72kRZt6Vg9a1QmZENlgjEnYjw3BBPk0q09J54Q4JOGA-oHrRnyhvxlaK-1a4GcT5PT3ynsqE/s400/przed_po4tyg_2.jpg" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRs31PEhy0N3JEpNa7iU_YsJckQHu2PJFvcu4kvPowBFwSe9nrcj2trPsoNIXtNebvFzeNH174Faq6Vy740vn2jepV8UY8xznDpbY8fkfTVHWO33hyphenhyphenRFx_w10Db0L9Bp_YtlvskF725GkJ/s1600/przed_po4tyg_1.jpg" imageanchor="1" style=""><img border="0" height="182" width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRs31PEhy0N3JEpNa7iU_YsJckQHu2PJFvcu4kvPowBFwSe9nrcj2trPsoNIXtNebvFzeNH174Faq6Vy740vn2jepV8UY8xznDpbY8fkfTVHWO33hyphenhyphenRFx_w10Db0L9Bp_YtlvskF725GkJ/s400/przed_po4tyg_1.jpg" /></a></div>Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-17293613527534304672011-11-02T11:46:00.000-07:002011-11-02T11:46:18.853-07:00Dzień 27 - dłuuuuugo wyczekiwane zdjęcia!Nadszedł w końcu ten wielki dzień! To już 4 tygodnie i .... dzień sądny. Pomimo tego, że uważałem na siebie i nie zanotowałem żadnych nieoczekiwanych wypadków (a zatem mogłem spodziewać się pozytywnych wyników) mały stresik jednak we mnie siedział. Z tego małego stresiku największą porcję zajmowała obawa o potencjalne przesunięcie się implantu, choć to nie tak, że nie mogłem spać :)<br />
<br />
Zdjęcia prawie jak do albumu rodzinnego: z boku przy obciążonej stopie, z góry w takim samym układzie i leżąć ze stopą lekko zgiętą. Tak sobie uświadomiłem, że nie pamiętam, żeby moje stopy były tyle razy fotografowane przez całe moje życie :)<br />
Wizyta u Pana doktora treściwa. Obejrzenie zdjęć, pomiary na ekranie kątów, które obecnie tworzą moje kości, spacer przodem i tyłem i werdykt: wszystko przebiegło idealnie! Kąty mieszczą się w dobrym standardzie, implanty pozostały na swoim miejscu i są precyzyjnie umiejscowione tak, gdzie być powinny, a obserwacja chodu potwierdza to, co pokazał pan Roentgen. Czyli jednym słowem miodzio :)<br />
Zalecenia od dzisiaj są dosyć proste: korzystać z życia i powrócić do pełnej aktywności sportowej a kolejną wizytę Pan doktor zaordynował za ... 11 miesięcy. <br />
W międzyczasie informacja, że najlepszą metodą rekonwalescencji na tym etapie jest po prostu chodzenie i normalne używanie nóg. Pan doktor zachęca do tenisa, nart i co tam sobie człowiek wymyśli, choć oczywiście na początku w rozsądnych granicach.<br />
4 tygodnie to znowu nie wieki a ja wciąż nie mam poczucia, że jestem już w super formie i mogę przekraczać granice. Fizjotaria zalecana już bardziej jako korekta chodu i pozostawiona jest do decyzji Pani Renaty.<br />
<br />
A Pani Renata na to, że miło się razem pracuje, ale na jej oko to będziemy się widywać jeszcze MAKSYMALNIE przez 5 tygodni. Oj, będzie smutno... :(<br />
Póki co otrzymałem pochwałę. Podobno przez ten tydzień nastąpiła duża zmiana w moim sposobie chodzenia. Po pierwsze stawiam stopy równolegle i przechodzę płynnie od pięt do palców nie spinająca wszystkich mięśni. Po drugie nie zawijam już stop do środka. Tak połechtały nie mogłem pisnąć podczas średnio przyjemnego rozmasowywania blizny i rozciąganie mięśni łydek. Trzeba było pokazać, że jest się mężczyną.<br />
<br />
Acha...no i schodzenie ze schodów nie sprawia mi już trudności!<br />
<br />
To teraz może o tym jak minął ostatni tydzień... a minął bardzo intensywnie! Połączenie dwóch prozaicznych zjawisk: "czuję się dobrze" oraz "muszę wykonać pracę", spowodowało, że prawie przez całe dnie chodzę, biegam i jeżdzę. Na wypoczynek i wyłożenie nóg na fotel przychodzi czas późnym wieczorem. Przez większość dnia nie czuję, że miałem jakikolwiek zabieg. Nic nie boli, prócz okazjonalnego "zerwania" blizny. Odczuwam zakwasy i walkę mięśni w nowych okolicznościach. To akurat dosyć fajne.<br />
<br />
Lewa noga od kilku dni praktycznie nie puchnie w okolicach kostki, sporadycznie smaruję voltarenem ale wieczorem chłodzę jeszcze stopy coldpack'ami. <br />
<br />
Acha... zapewne się zastanawiacie co to jest ta wewnętrzna blizna? Po cięciu i wprowdzeniu implantu, tkanki gojąc się wytworzyły bliznę, która w dotyku przez skórę jest twarda i w okolicach cięcia skóry czuć ją tak jakby był to mały kamyk. Ponieważ jest twarda i sztywna powoduje krótki ból w momencie ułożenia stopy w taki sposób, który ją naciąga. Wrażenie jest takie jakby ktoś ją szrpnął. To zdecydowanie tępy ból i krótkotrwały. Nie ma się co bać - nie rzucam się na chodnik wyjąć z bólu :) Tak czy owak mam zalecenie masowania jej kilkukrotnie w ciągu dnia przez 2-3 minuty.<br />
<br />
Jak złapię trochę światła dziennego (o co ostatnio trudno raczej) to zrobię kilka fotek z obecnego okresu. Może uda mi się też zrobić jakieś porównania. Idę przeszukiwać zdjęcia. Miłego wieczoru.Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-77155597483267094712011-10-26T09:40:00.000-07:002011-10-26T09:40:36.894-07:00Dzień 20Wiedziałem, że mam zaległości w pisaniu ale dopiero w tej chwili uświadomiłem sobie, że .... osz.... rosół kipi......lecę.....<br />
<br />
...no i wykipiał ... a zawsze wydawało mi się, że mam podzielną uwagę. Jak widać gotowanie w połączeniu z pisaniem bloga to jest coś do czego mój intelekt nie przywykł :) Strat na szczęście dużo nie było i już nawet nie ma śladu :)<br />
<br />
Kończąc jednak wątek pisania, to trudno mi uwierzyć, że jutro mijają 3 tygodnie od zabiegu a ja nie napisałem nic od 5 dni. Po pierwsze wszedłem już w inny poziom codziennych aktywności i głowa była zajęta tym, czym od dwóch tygodni nie musiała się zajmować, po drugie nie za bardzo było o czym pisać. Żadnych spektakularnych i dramatycznych zwrotów akcji, więc pomyślałem, że dla wielbicieli ostrych wrażeń zawieje nudą. <br />
<br />
Dzisiaj też nic wielkiego nie zdradzę, ale może skumulowane pięciodniowe doświadczenia będą bardziej strawne. A więc tak:<br />
<br />
jak wynika z powyższego mam coraz mniej ograniczeń ruchowych i przemieszczam się zasadniczo bez przeszkód i wielkich dolegliwości. Muszę jednak nadmienić, że pomimo zwiększania tempa marszu, to jest jednak cały czas marsz i to jeszcze ostrożny. W chwili wkroczenia na bardziej nierównomierne podłoże od razu zapala się lampka i mocno się pilnuj żeby krzywda się nie zadziała. Do kipiącego rosołu zerwałem się dosyć sprawnie, ale jakbym musiał podbiec, to jeszcze chyba nie byłby ten moment :)<br />
<br />
Chłodzę stopy raz dziennie pod koniec dnia i wsmarowuję w okolice kostek i pięt voltaren. Wraz ze wzrostem aktywności mięśnie i tkanki dostają w kość. Nie moge narzekac na ból, bo to raczej lekki dyskomfort niż coś poważnego, ale wieczorem zakwasy mam niezłe a stopy (głównie właśnie kostki i wew. strony pięt) zesztywniałe i po prostu zmęczone. Taka wieczorna terapia daje im dobry odpoczynek w nocy.<br />
Rano potrzebuję już naprawdę niewiele czasu, żeby się rozruszać więc jest coraz lepiej. Ostatnie dwa dni były w sumie mocno intensywne - dużo chodzenia, siedzenia i mało wylegiwania się w relaksie a mimo to nie czułem żadnych znaczących dolegliwości.<br />
<br />
Fizjoterapia idzie nam całkiem nieźle. Sporo masażu i rozciągania, które mogę też już wykonywać w domu. Ostatnio dużo też chodziłem po równoważni, gdzie krok po kroku muszę utrzymywać równowagę i dobrze balansować stopą. Przytrzymywałem się na początku relingu ale po kilku minutach nabrałem już większej wprawy i odwagi.<br />
<br />
Okazuje się, że chodząc "zawijam stopę". Oznacza to tyle, że stapając przenoszę ciężar ciała od pięty, przez zewnętrzną część stopy i dalej "łukiem" od małego palca aż po palucha. Nie jest to rzeczywiście naturalne chodzenie, ale widać tak stopie jeszcze łatwiej ale i z tym na fizjoterapii walczymy.<br />
<br />
Dokładnie za tydzień zdjęcie stóp i mam nadzieje błogosławieństwo dla większego wysiłku i ćwiczeń. <br />
<br />
Acha... wczoraj też zaliczyłem spore schody. 3 piętra wysokiej kamienicy. Do góry powoli bez problemu, ale schodzenie i zginanie przy tym stóp już do frajdy nie należały. Ćwiczę więc dalej a póki co uciekam pilnować rosołu i wyjąć pranie.... nie ma lekko... okres ochronny minął. Teraz do roboty! :)Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-90617596671876113862011-10-21T17:00:00.000-07:002011-10-26T09:07:31.941-07:00Dzień 15 - pierwszy dzień fizjoterapiiPani Renatka na szczęście okazała się osoba wyczuloną na ludzkie nieszczęście i była łaskawa na pierwszej wizycie :) Masaż i proste ćwiczenia mają mnie ponownie doprowadzić do pełnej aktywności. Ponieważ już się trochę znamy (chodziłem na fizjoterapię przed zabiegiem) to też wiem, że pobłażania z wizyty na wizytę będzie coraz mniej a w najbardziej krytycznych momentach zostanie mi bez skrupułów wskazana wisząca na ścianie groźnie brzmiąca kartka o treści "zakaz narzekania" :)<br />
Mam teraz inne "zmartwienie". Pomimo tego, że Pan doktor powiedział, że chodzenie ze stopami skierowanymi do wewnątrz to na początku będzie coś normalnego to Pani Renatka uznała, że "na początku" już się skończyło i teraz mam zwracać uwagę, żeby stopy podczas chodzenia stawiać równolegle. No więc wyjścia nie ma, cały dzień prawie spacerowałem z nosem w podłodze i upewniałem się, że są równolegle :)<br />
<br />
Dzień minął dosyć aktywnie. Pierwszy raz nawet skoczyłem do centrum handlowego bo już od jakiegoś czasu wzięło mnie na klapki "crocksy". W sumie odważyłem sie tylko dlatego, że z garażu podziemnego praktycznie do samego sklepu mogłem pojechać windą. Kupiłem ... pomarańczowe :) Magda się tylko upewniała, czy napewno będę w takim kolorze chodził.. ale ja jej udowodnię, że tak hehe. Przecież trzeba wprowadzać w życie trochę radości, tym bardziej że za oknem jakoś tak jesiennie iszaro.<br />
<br />
Wieczorem trzeba było się wybrać na zakupy no więc dla ułatwienia wybraliśmy Carrefour - tak żeby było mniej chodzenia :) Dałem radę. Trochę już pod koniec się zmęczyłem tym bardziej, że musieliśmy narzucić szybsze tempo chodzenia, bo było zaraz przez zamknięciem. W sumie duży sukces. Aaa... zapomniałem dodać: chłodziłem stopy już tylko 2 razy w ciągu dnia. Nie było potrzeby więcej.Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-87095970569487549152011-10-20T13:02:00.000-07:002011-10-20T13:02:03.998-07:00Dzień 14 - czyli minęły właśnie 2 tygodnie!Pomimo tego, że pierwszy tydzień był zdecydowanie wolniejszy od drugiego muszę przyznać, że okres od zabiegu do dziś minął jak z bicza trzasnął. <br />
Dzisiaj spędziłem najbardziej intensywny, samodzielny i bezstresowy dzień od 2 tygodni. Od rana w pracy biegając pomiędzy spotkaniami. Przemieszczałem się powoli ale w sumie byłem na nogach przez sporą część przedpołudnia odwiedzając bez przeszkód i dolegliwości wszystkie prawie zakątki biura. Wróciłem do domu koło 15 (bo przecież trzeba o siebie jednak cały czas dbać :)) zahaczając o cukiernie bo dzisiaj Magdy mamy imieniny więc nie można było pójść na kawkę z gołymi rękami. Na złość nie mogłem zaparkować blisko więc czekał mnie dodatkowy spacer, ale ten nie przysporzył mi kłopotów. No właśnie... od dzisiaj jeżdżę samochodem i jest super! Na wszelki wypadek, nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, nie sznuruję butów podczas jazdy i upewniam się, że nic mnie nie będzie uwierać.<br />
<br />
Trzeba przyznać, że od 2 tygodni był to dzień w sumie najbardziej wyczerpujący tak więc po dostarczeniu tortu do lodówki nie mogłem sobie odmówić drzemki :) Wieczór trochę mnie zmordował, założyłem inne buty, które są trochę wyższe od moich dyżurnych pooperacyjnych i niestety trochę mnie zaczęły uwierać w zewnętrzną kostkę.<br />
Teraz więc siedzę na kanapie i się chłodzę... ale muszę się pochwalić, że to tylko drugi raz dzisiejszego dnia. <br />
Ja wiem, że samo sformułowanie "uwierać z zewnętrzną kostkę" nie robi normalnie na nikim wrażenia ale my z platfusem wiemy, że mając płaskostopie normalnie jest to raczej niewykonalne. Zgięcie pięty do wewnątrz jest tak duże, że zewnętrzna kostka "ucieka". Tak więc zauważam tylko tę chwilową dolegliwość ale absolutnie na nią nie narzekam. Przecież o to chodziło :)<br />
<br />
Jutro fizjoterapia - 8 rano, 30 kilometórw od domu. To chyba nie był najlepszy pomysł :) Do usłyszenia...Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8086252828451231061.post-86889196020472769962011-10-19T09:02:00.000-07:002011-10-19T09:09:15.025-07:00Dzień 13 - zdejmujemy szwy!Ranek należał to tych z gatunku "nie ma ludzkiej siły, która mnie z łóżka dziś wyciągnie". Można było ponarzekać do woli. Rzeczywistość jednaka była bardziej brutalna i ludzką siłą okazałą się moja Magda, która zabroniła jeździć jeszcze samochodem (wg. niej - być może słusznie - moje weekendowe wypady były przyczyną poniedziałkowego spadku formy)i ofiarnie zaproponowała, że zawiezie mnie na umówione poranne spotkanie w centrum. Chcąc nie chcąc trzeba było się ludzkiej siły słuchać i na wpół śpiący wpakować się do samochodu. Ten dzień to też super duże wydarzenia, bo na kilka ładnych godzin wybrałem się pierwszy raz bez moich drugich nóg. Kule zostały w domu!<br />
Jednym z argumentów było moje ostatnie spotkanie z lekarzem, który już 4 dni po zabiegu zbeształ mnie za to, że nie jestem samodzielny. No cóż.. nie ma to jak wpłynąć na faceta :)<br />
<br />
Zdjęcie szwów zajęło na 5 minut. Nie lubię tych klimatów, ale obyło się bez krwi, bólu, rozpaczy i histerii :) Umówmy się, jak widzieliście na zdjeciu, te szwy do groźnych nie należały.<br />
No więc, pan doktor zalecił chłodzenie już mniej regularnie. Zasadniczo tylko w przypadku kiedy będę czuł opuchliznę i potrzebę. Na 24 godziny mam na rany założone jeszcze małe plasterki (coś na modłę takich jakie używa się w chirurgii plastycznej) i lekki wodoodporny opatrunek. Od jutrzejszego wieczora mam jednak już pozbyć się wszystkiego i bez skrupułów myć się, brać prysznic i moczyć. Super :)<br />
<br />
Od piątku zaczynam fizjoterapię z Panią Renatką, która dzisiaj już podziwiała efekty zabiegu. Pan lekarz potwierdził, że o ile podstawowe dolegliwości miną szybko i powrót do pełnej sprawności to około 6 tygodni od zabiegu to pełna rekonstrukcja stop może potrwać nawet do roku... cóź mogę powiedzieć... miałem platfusa przez wiele lat, po 2 tygodniach widzę i czuję super zmianę więc sobie spokojnie ten rok zaczekam :)<br />
<br />
Oczywiście efekt estetyczny jest dla mnie jakimś tam efektem ubocznym. Czy łuk będzie bardziej, czy mniej wysklepiony to raczej sprawa drugorzędna. Najważniejsze, że układ kostny będzie prawidłowy i nie będzie dochodziło do jego degeneracji... przynajmniej nie przez płaskostopie :)<br />
<br />
Już dzisiaj czuję, że zupełnie inaczej rozkłada mi się ciężar na stopy niż sprzed operacji. Przedtem bardzo duży nacisk czułem w okolicach wewnętrznej kostki. Teraz mam całkiem nowe odczucia - nacisk rozkłada się na piętę, zewnętrzną część stopy i palce.<br />
<br />
Aa.. zapomniałem dodać, że Pan doktor cały czas rekomenduje chodzenia nawet po domu w moich adidaskach. Zdecydowanie daje to lepszą stabilizację stopie niż chodzenie na bosaka lub w kapciach.Piotrekhttp://www.blogger.com/profile/06740028213348760482noreply@blogger.com1