Powered By Blogger

piątek, 9 grudnia 2011

2 tygodnie później, czyli 9 tygodni... powoli zaczyna się historia :)

9 tygodni to już na tyle długo, że można by się spodziewać, że wszelkie niedogodności związane z zabiegiem minęły... i tak jest! ... no, prawie :)
Moje zadowolenie z "nowych" stóp nie mija mimo tego, że jeszcze raz na jakiś czas coś się pojawia do pracy i korekty. Ostatnie 2 tygodnie zasadniczo minęły w bardzo dużym komforcie. W ciągu dnia rzadko przypominam sobie o stopach, chyba, że zrobię coś, żeby dać się im się we znaki. Przede wszystkim w ubiegłą sobotę wybraliśmy się na dłuuuugie zakupy. Weekend był przed-mikołajkowy więc na ten pomysł wpadliśmy nie tylko my. Ulice puste a za to centra handlowe zapakowane do ostatniego metra kwadratowego, ale przecież nie o tym. Rano stwierdziliśmy, że dość leniuchowania i wybraliśmy się na siłownię. Po raz 3 stanąłem na bieżni i przebiegłem swoje 10 minut. Bieganie zaczyna być czymś zupełnie naturalnym choć nie ukrywam, że jeszcze trochę się spinam i uważam, żeby nie postawić nogi w jakiś niefortunny sposób. Potem stwierdziłem, że skoro tak dobrze mi idzie, to zrobię jeszcze "lekki" trening na łydki i uda i tak też zrobiłem. A potem przyszło najgorsze .... kilometry w centrach handlowych (dla usprawiedliwienia pierwsza wizyta od sierpnia!). To wszystko nie byłoby takie złe gdyby nie złamanie przez samego siebie zasady, o przestrzeganie której apelowałem na swoim własnym blogu: "po zabiegu wyrzucamy stare obuwie". No właśnie... buty stare, ale zawsze byłby super wygodne i coś mnie podkusiło... (i chyba skłamałem w ostatnim poście, że już więcej nie zagoszczą na moich nogach :() wieczorem chodziłem jak robot, a zewnętrzne krawędzie stopy miałem w takim bólu, że każdy krok przypominał mi o mojej głupocie. Największy ból i "obicie" odczuwałem na guzowatości kości śródstopia. To taka kość na zewnętrznej krawędzi stopy na wysokości kostki. W sumie najbardziej wysunięta na zewnątrz. Cały wieczór chłodzenia, masowania i volterenu. Na całe szczęście noc przyniosła ulgę i następny dzień naznaczony był lekkim już tylko dyskomfortem, złością na samego siebie i rozpaczą za ulubioną parą butów :) No tak, ale skoro były ulubione to tez były mocno eksploatowane czyli takim butom powinienem powiedzieć stanowcze nie! To już minęło na szczęście a ból przyniósł pewien pozytyw: musiałem się pilnować, żeby chodzić prosto i nie obciążać krawędzi.

A propos krawędzi. Znowu dostałem reprymendę na fizjoterapii, że nie chodzę prosto, i że zawijam stopy do środka, czyli mam stopy skierowane do wewnątrz. Trochę mnie to wkurzyło, bo naprawdę się starałem chodzić prosto i patrząc z góry generalnie jest prosto. No więc o co chodzi?
Odpowiedź odnalazłem dopiero paradując jak modelka kilkanaście razy w stronę dużego lustra. Ciekawe, że to co wyglądało na proste stawianie kroków od góry wcale nie wygląda na proste patrząc z przodu. Hmmm.... u mnie prosto, w lustrze do wewnątrz. Złapałem chyba o co chodzi. Żeby w lustrze wyglądało prosto muszę chodzić w widoku "z góry" z palcami skierowanymi lekko na zewnątrz. Czuję co prawda, że chodzę na kaczkę i to nie jest naturalny spacer ale w rzeczywistości działa. Pani Renata przekonuje, że tak chwilę będzie dopóki się nie przyzwyczaję. Najwyraźniej miałem cały czas tendencję do stawiania stóp sposób w wygodny dla siebie a niekoniecznie poprawny z anatomicznego punktu widzenia.

W niedzielę na dodatek przeżyłem chwilę "grozy" :). Siedząc, nie poddając się żadnemu wysiłkowi, stawiając stopę lekko na palcach coś mnie wewnątrz szarpnęło tak, że dawno tak już nie miałem. Ostatni raz zapewne kilka tygodni temu, kiedy to "pracowała" wewnętrzna blizna. No tak, ale wtedy szarpnięcie odczuwałem blisko cięcia skóry, teraz dla odmiany szarpnęło wewnątrz bezpośrednio w okolicach implantu. Ból był bardzo krótki, od razu się wygasił i nie powrócił aż do następnego dnia, kiedy to dał się we znaki kilka razy w ciągu dnia. Trochę mnie to zmartwiło. Na tyle w każdym razie żeby zasięgnąć pracy mojego lekarza. Ciekawe było to, ze nic nie czułem podczas chodzenia a jedynie siedząc lub trzymając nogę w spoczynku. Ale podobno nie ma obaw. Pan doktor mówi, że zapewne tkanka układa się jeszcze wokół implantu a szarpie tylko podczas spoczynku ponieważ ma więcej miejsca do manewru. Mam jechać bez obaw na wakacje i jeśli temat się nie uspokoi to dla pewności zrobimy zdjęcie. Obaw mam coraz mniej bo 3 dzień w sumie jest ok. Może raz dziennie lekko coś poczuję ale z tym akurat nie ma sprawy.
Jeśli chodzi o wakacje... to czeka mnie spacer po piasku.. będę oglądał odbicie stóp w piasku .. i choć to brzmi jak jakiś niezdrowy fetysz to wszyscy z platfusem będą wiedzieć o co z tą radością chodzi :)

Ufff... się opisałem :)